Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Porządni ludzie w nieporządnych instytucjach w kiepskich czasach

W czasach PRL można było być porządnym człowiekiem, nawet pracując w bardzo niefajnych instytucjach.

Porządni ludzie w nieporządnych instytucjach w kiepskich czasach
źródło: Internet

Kiedy w ostatnich dniach grudnia 1985 roku, po paru miesiącach ukrywania się, trafiłem przed oblicze prokuratora, ze zdumieniem zobaczyłem dość młodego, grzecznego i przyjaznego człowieka, zupełnie innego niż dotychczas znani mi prokuratorzy z wyglądającym jak SS-man Burzymowskim na czele. Po wszystkich przesłuchaniach (nie miałem zbyt wiele do powiedzenia, rżnąłem głupa na całego) prokurator oświadczył, że "mimo pewnych odgórnych oczekiwań co do biegu tej sprawy", jest za jej umorzeniem warunkowym, tylko muszę szybko zorganizować kogoś, kto złoży tzw. poręczenie społeczne. 
Prokurator nazywał się Kawecki, o ile pamiętam. I skręcił tę sprawę szybko. Nie trafiłem do aresztu, miałem jedynie dozór milicyjny oraz inne postępowanie karne o "samouwolnienie się z miejsca zatrzymania bez jego uszkodzenia". Z wolnej stopy, z maksymalnym zagrożeniem 2 lat paki. A pomysł bezpieki był inny - chcieli mnie wsadzić za druk bibuły i chyba za kradzież części maszyn poligraficznych, które pod moją nieobecność podrzucił mi do domu prowokator.

I tu przypominam sobie kolejnego dobrego ducha w tej sprawie. To esbek Henryk Dąbrowski. Podczas przeszukania mojego domu przez ich ekipę, znalazł kilka diapozytywów KPN-owskiego pisma. Byliśmy w tym momencie w pokoju sami, reszta ubeków przerzucała węgiel w piwnicy. Pamiętam jak spojrzał na te diapozytywy pod światło, wymamrotał „Oj…źle się kurwa bawisz”, po czym włożył między karty encyklopedii i odstawił ją na półkę. Za te diapo była wtedy pewna sankcja prokuratorska. Były dowodem, że wydawałem to pismo.
Odnalazłem po latach Dąbrowskiego, poszedłem do niego pogadać. Niestety, nie chciał. Z kamienną twarzą powiedział, że to nie on, że mieszkał tu kiedyś taki gość, ale się wyprowadził. Uszanowałem jego wolę, wycofałem się.

I trzecia ważna osoba w tej sprawie… Choć wówczas nie miałem tej świadomości. Miałem tydzień na znalezienie kogoś, kto złoży poręczenie społeczne. Zadanie trudne – albo organizacja (czyli jakieś parszywe komuchy) albo znany autorytet. Zaprzyjaźniona konspiratorka, Irena Molasy, przekazała mi szybko, że chce za mnie poręczyć... krakowska rada PRON! Powiedziała, że sprawę organizuje jeden z szefów krakowskiej SD Jerzy Simon. Uznałem to za jakąś prowokację, która ma mnie skompromitować i oczywiście odmówiłem. Irena wtedy nie mogła mi ze względów bezpieczeństwa powiedzieć tego, o czym dowiedziałem się wiele lat później - Jerzy Simon aktywnie współpracował z podziemnymi strukturami opozycji, siedział w stanie wojennym (a wcześniej po Marcu '68) i był niezwykle uczciwym, prawym człowiekiem. Nie zdążyłem mu podziękować za tę chęć pomocy. W 2008 roku dowiedziałem się od kogoś z IPN-u, że zmarł właśnie miły starszy pan, którego spotykałem w czytelni akt. To był właśnie Jerzy Simon, o czym nie wiedziałem, mimo że z nim wiele razy rozmawiałem podczas przerw.

Poręczył za mnie w efekcie prof. Studnicki - wielka postać, ułan '39 roku, niekwestionowany autorytet dla pokoleń prawników. Kiedy szedłem u jego boku korytarzami prokuratury, wszyscy napotkanie ludzie kłaniali mu się w pas. Słychać było tylko "Dzień dobry, panie profesorze. Dzień dobry, panie profesorze...".

Prokurator Kawecki podczas ostatniej rozmowy ze mną powiedział na pożegnanie: "Uważaj na siebie chłopcze" i mocno ścisnął mi dłoń. Długo się nie utrzymał w krakowskiej prokuraturze. W 1990 roku już na pewno tam nie pracował. Nie wiem co się z nim dzieje, ale mam wyrzuty sumienia - powinienem go odnaleźć i podziękować. Zresztą kpt. Dąbrowski też z bezpieki wyleciał, robili mu jakieś sprawy dyscyplinarne, w tym o moją ucieczkę po zatrzymaniu.

Tylko w jednej z moich spraw pomogło mi bezinteresownie, z narażeniem kariery, nawet wolności, trzech ludzi z drugiej strony barykady – komunistyczny prokurator, kapitan Służby Bezpieczeństwa, oraz szef Wydziału Ideologii, Propagandy i Prasy KK Stronnictwa Demokratycznego. A to wszystko w 1985 i na początku 1986 roku. W najtrudniejszym dla opozycji lat 80 czasie, kiedy opór społeczny zmalał niemal do zera.

To tak na marginesie sprawy sędziego Sądu Najwyższego, który orzekał w składzie sądu wojskowego w stanie wojennym i domagał się uniewinnienia oskarżonych, zgłosił nawet zdanie odrębne wobec wyroku.
Na szczęście nie wszyscy byli jak Kryże i Piotrowicz...

Na zdjęciu śp. Jerzy Simon - facet o bohaterskim życiorysie, pozornie człowiek aparatu władzy PRL.

Tekst autorsta Macieja Gawlikowskiego.

Data:
Tagi: #

Wnecie znalezione

W necie znalezione - https://www.mpolska24.pl/blog/w-necie-znalezione1

Wpisy, opisy, teksty znalezione w necie, zawsze za zgodą ich autora, który nie prowadzi regularnego bloga.
Publikacja tekstu nie oznacza utożsamiania się Redakcji z opinią autora.
Jeżeli ktoś chce by coś opublikować prosimy o maila na adres redakcji.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.