Rozpoczął ofensywę, tylko jest jeszcze jeden aspekt tej operacji, której Jacek Sasin nie skalkulował. Otóż, dzięki swojemu parciu na fotel prezydenta stolicy, po prostu stracił Warszawę. Zaorał ją bezpowrotnie dla Prawa i Sprawiedliwości.
Na czym to polega?
Do tej chwili opozycja miała potężny problem ze znalezieniem odpowiedniego wiarygodnego kandydata. Kandydata o odpowiedniej ciężkości i wadze dla tego miasta. Kandydata, który dawałby gwarancję zwycięstwa, co pozwoliłoby jej się odbić od dna. Dzięki tej ofensywie zostało jej rzucone koło ratunkowe, sytuacja uproszczona została maksymalnie. W tej chwili wystarczy opozycji wystawić za przeproszeniem „małpę” i ogłosić, że to jest „antypis” i ta „małpa” wygra.
Dzięki tak ostrej zagrywce, zwolniono opozycję z konieczności dobrania odpowiedniego kandydata, odpowiedniej jakości i wagi. No naprawdę mistrzowskie zagranie.
Cała sytuacja dowodzi, że szybkość decyzji, działania podejmowane „nocą w krzakach” być może jeszcze na cmentarzu, są często przeciw skuteczne do zamierzeń, które przyświecają dwóm czy trzem osobom, które nad tym deliberują, bez szerszego oglądu i szerszej perspektywy.
Decyzyjny chów wsobny nie ma przyszłości, w polityce podobnie jak w hodowli degeneruje jakość rozwiązań, myśli i pomysłów.
Tylko w szerszej dyskusji, sporze wykuwają się dobre rzeczy. Nie nocą gdzie jeden czy drugi z jednym czy dwoma kolegami mają "pomysła" i postanawiają, że wszystkich ograją.
„No to se pograliście Panowie i Panie”.
Na medal. Opozycja powinna go przyznać.