Nie dostała renty i spadku, bo ksiądz zapomniał zgłosić ślubu
Zaniedbanie proboszcza skończyło się procesem sądowym, w którym kobieta wywalczyła ponad 100 tys. złotych.
Proboszcz parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Toruniu zapomniał zgłosić Urzędowi Stanu Cywilnego udzielonego przez siebie ślub i przesłać odpowiednich dokumentów. W świetle obowiązującego w Polsce prawa, ślub zawarty w kościele był nieważny. Sprawa wyszła na jaw, kiedy kobieta została "wdową". Po śmierci "męża" kobieta nie dostała ani spadku, ani renty.
Ślub Polki i Włocha miał miejsce 12 lat temu w kościele parafialnych na toruńskich Bielawach. Wybrali to miejsce, ponieważ tamtejszy wikary posługiwał się jezykiem włoskim. Formalnościami zajmował sie jednak proboszcz, którego niedbalstwo pociągnęło za sobą przykre konsekwencje. Pan młody zmarł w 2010 r., a kobieta wystąpiła o należną jej rentę po zmarłym mężu, która po przeliczeniu na złotówki powinna wynosić ponad 2000 PLN. W tym samym czasie toczyła się także sprawa o nabycie spadku. Własnie wtedy wyszło na jaw, że dokumenty potwierdzając zawarcie małżeństwa nigdy nie trafiły do USC, a więc w świetle prawa małżeństwo nigdy nie zostało zawarte.
Ponieważ kobieta została bez środków do życia, skierowała sprawę do sądu i zażądała od parafii odszkodowania i zadośćuczynienia o wartości 400 tys. zł., w tym 50 tys. zł stanowiło zadośćuczynienie za naruszenie dóbr osobistych. Sąd Okręgowy przyznał rację powódce, zarzucając księdzu niedbalstwo i brak należytej staranności, ponieważ zgodnie z KRiO ksiądz ma obowiązek w ciągu 5 dni po udzieleniu ślubu konkordatowego przekazać dokumenty do Urzędu Stanu Cywilnego.
Sąd przyznał powódce odszkodowanie w wysokości 115 tys. zł. Wysokość kwoty wynikała z analizy dokonanej przez biegłego do spraw rachunkowości. Sąd nie przyznał powódce zadośćuczynienia, gdyż małżeństwo było zawarte w świetle prawa kanonicznego, więc powódka nie żyła w grzechu, co w jej opinii było powodem naruszenia jej dóbr osobistych.
źródło: bezprawnik.pl